środa, 21 stycznia 2015

powrót piaskowych ścian

the ties that bind, ha-ha

i can be bad poet
street poet, shit poet
kind poet too

breathe out sorrow
body's movin' 
only provin' 
no one needs to move 
so from now all the bridges are burnt
a lesson learned?
promises broken
tender lies softly spoken
///throw out 
//blow up 
/hold in 
changes in you
changes in me
maybe it was never meant to be
no t hin g rem a i ns

i don't mark my time
with dates, holidays, faded wisdom
locked karma, whatever's convenient

show fine 
no signs 
grow blind

i am made by my times
i am a creation of now
shaken with the cracks and crevices
i'm not giving up easy
i will not fold
i don't have much
but what i have is gold

when i waken 
and i'm achin 
'time for sleepin'


will i freak/will i come down

when i'm sayin' 
time to go and 
i've been hurtin'


i can't speak

when i'm layin' 
i'm still trying 
concentrating on dyin'

asleep or d ea d 

go find a place for own shame

i sing in platinum
i dress in brass
i eat in zinc
let it pass

and you must changed 
patterns all we trained 
or n'er regain peace you seek 

i like you, love you, every coast of you
i've seen your eddies and tides and hurricanes and cyclones
low ebb tide and high, full moon
up close and distant
i read you like the sky, the sea, the ocean, the sun, the moon

blue, blue, blue, blue, blue, blue, blue, blue, blue, blue, blue, blue
naked and blue

breathing with you

touch, change, shift, allow air
window open, drift, drift away, into now

i want Whitman proud, Patti Lee proud
my brothers proud, my sisters proud
i want me, i want it all

i want sensational, irresistible

this is my time and i'm thrilled to be alive
living, blessed, i understand
twentieth century
collapse into now

sobota, 30 sierpnia 2014

strange spark

All of the sudden the sky turns blue [...]
kto wie, ten wie


*** (don't rely on it)

I ate all punctuation so it could be white lyric

pure gullibility
pure belief

is it

pure non-sense
or
none con-science

essentially

in effect
at least
without an effort
above the earth
in spite of all

all in all


all

in beloved consciousness
feeling
magnificent emptiness
sharing
with you divided divinity
so grateful
for this possibility of common creation 
openly in silence

isn't that beautiful complicity

complexity in simplicity ... ?

ultimately

and irretrievably
am going straight into our destiny

all is violent and

all is bright
the souls' cores wallow in violet
so be sure to stay 
close by my side (...)

love begins and remains

love looks upon the sky
it grows just like you consume the air
can you live and be thankful you're here?

all in all

it's all we are


and there's that strange sparkle in his deep blue eyes
and there's some feeling that she cannot hide
~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~  
passing by
you light up my darkest skies
you'll take only seconds 
to draw me in...


fuck your bipolarity

sobota, 23 sierpnia 2014

in another lonely universe (...)

Jestem.
Bardziej nowsza i świeższa. Z nową osobowością, niczym z „Poradnika pozytywnego myślenia”. Zorganizowałam generalne porządki w głowie, przetransformowałam tuzin umysłowych szuflad wypełnionych po brzegi uwarunkowaniami, blokadami, lękami i… jestem. Trochę czasu i jeszcze więcej pracy mi to zajęło, ale chyba było warto.
I co dalej? Co zawiera się w „jestem”? Wszystko... co czyste. Nieskażone cierniami nienawiści, bólami świata, niskoenergetycznymi pobudkami.
Wszystko... i nic
Pogrzebałam swoje cienie w sercu. Na stypie były tylko jeże. Jeden z nich miał zielony fartuszek i fikuśne pantalony, wręczył mi coś, co na pierwszy rzut oka trudno porównać z czymkolwiek, bez określonej formy, z napisem „skarpetki”. Ku mojemu zdziwieniu, znalazłam w środku nic. Nic. Jednak z wnętrza niby-nic-a-jednak-coś powiało czymś nowym, nieznanym, wrażenie podobne do muśnięcia przez morską bryzę.
timedecreases
~ coś musiało zostać zburzone wraz z fundamentami, by na miejscu tego mogło powstać cokolwiek innego, lepszego, nowszego i świeższego. Otóż to, niby-pudełko z niczym podsunęło mi podobne skojarzenie, ale korciło mnie, żeby spytać, po co tak naprawdę mi puste opakowanie (jeśli tak to można nazwać; swoją drogą, faktycznie mogły być tam kiedyś skarpetki, ale zważywszy na brak sprecyzowanego kształtu trudno było doszukiwać się jakiejkolwiek genezy tejże rzeczy). Jeżyk zaśmiał się i powiedział, że to idealny podarek z okazji rozpoczęcia nowego życiowego etapu z tego względu, iż od teraz w puzderku będzie się zawierać to, czego naprawdę pragnę i co chcę w sobie rozbudzać. Można to porównać do symbolicznej białej kartki papieru. A co najlepsze, cokolwiek pięknego sobie wymyślę, przy odrobinie pracy i cierpliwości, odnajdę to w środku. Później dodał, że trzeba o nie dbać, bo nie jest to już ograniczona swoimi startymi krawędziami umysłowa, ale jednak martwa szuflada pomalowana na kolor piaskowy, niczym ściany w szpitalu psychiatrycznym, do której wrzuca się wszystko jak leci, tylko potężne narzędzie służące, najogólniej mówiąc, do czarowania, oczywiście przy współpracy z nieograniczoną w swej istocie wyobraźnią oraz ostrożną i rozważną segregacją myśli i treści. Myślę sobie, mądry gość. Podziękowałam jeżowi najpiękniej jak potrafiłam i udałam się na kontemplację jestestwa, siadając w cieniu najpiękniejszej burzy włosów niewielkiej wierzby.
Zapomniałam puenty tegoż zdarzenia, ale właśnie ta niby-pustka była cenniejsza niż cokolwiek innego.

Tak właśnie chciałam opisać ten abstrakcyjny proces, który odbywał się dniami w moim chaotycznym umyśle, będąc otoczona surowizną piaskowych, obdartych ze wstydu ścian i obcymi spojrzeniami przepełnionymi nieufnością i bólem.

~ dziękuję!

, niczego nie jest mi szkoda, 
nic z tego, czego jeszcze mi brak
wystarczy, gdy kocham
huczy las, wieje wiatr
i także to, że
co noc zasypiamy twarzą w twarz
frontem do tej samej rzeki '

niedziela, 20 kwietnia 2014

-

edit: proszę nie sugerować się tą czernią, dawno i nieprawda

          Trochę mam dość. Trochę bardziej, niż bardzo. Nie ma sensu. Nic i wszystko pozbawione są sensu w całości. Porzuciłam nadzieję, bo nieprzyjemnie się dzieje i brak perspektyw, które mogłyby dać chociażby jej zalążek. Moje życie nie ma już dla mnie wartości. Zachowuję się desperacko, palę za sobą wszystkie mosty jednocześnie nie budując żadnych nowych. Wygląda na to, że utkwiłam w zdechłym punkcie. Z każdym dniem chaos i czerń niemiłosiernie narastają, oplatając przy tym paskudnym cierniem wszystkie ocalałe kwiaty w moim mentalnym ogrodzie. Codziennie ulatuje ze mnie coraz więcej życia, choć... tak właściwie sama je odrzucam, skoro jego esencja (a raczej jej marność) przestała mieć dla mnie najmniejsze znaczenie i bezlitośnie doprowadza do samozagłady, czyniąc się przy tym bezcelową, zbyteczną i bezużyteczną. Nie mogę się do siebie przekonać, otoczenie utwierdza mnie w swoich przekonaniach- widocznie moja nienawiść do siebie musiała się w końcu (z)manifestować w życiu, tuż obok mnie, tak, by była doskonale dostrzegalna. Cóż... sama jestem za to odpowiedzialna. To ogromnie przytłaczające zważywszy na fakt, że tak naprawdę aktualnie nie mam kontroli nad niczym, nie potrafię wyjść poza swoje depresyjne pudełeczko. W dalszym ciągu nie mogę wyzbyć się poczucia winy, wstydu, zażenowania swoim całokształtem i poczucia odseparowania, bycia wyrzutkiem, degeneratem, bezużytecznym śmieciem. nikim. Wbrew pozorom nie mam na myśli nieutożsamianego z umysłem „Ja”, w tym przypadku ma to ogromnie pejoratywny wydźwięk.
          Zastanawiam się nad celem, przyczyną i skutkami obecnej sytuacji. W mojej głowie pojawia się jedynie wielkie, rozpaczliwe „nie wiem” oraz ogromna chęć ucieczki, wiążącej się z koniecznością zaprzestania życia, rozumiejąc to (oczywiście) jako pragnienie ostatecznego zakończenia tej arcyironicznej, groteskowej i finalnie żałosnej oraz prześmiesznej gry... 
Heheheheheheheh... tak prześmiesznej gry, że sam śmiech jest jedynie wyrazem kompletnego zrezygnowania i otępienia chaotycznością stanu rzeczy, z braku jakiegokolwiek laku i przepełnienia frustracją oraz wszechobecną beznadzieją.